niedziela, 9 listopada 2014

ROZDZIAŁ 7

Z punktu widzenia Andrzeja
Oglądaliśmy z Nataszą Piratów z Karaibów - Na krańcu świata, okazało się że oboje uwielbiamy ten film. W ogóle w trakcie rozmowy wyszło że lubimy te same filmy, zespoły muzyczne. Pół dnia właściwie spędziliśmy właśnie na rozmowie o tym.
Nagle Nat powiedziała: 
-Ej przecież chciałeś o czymś ze mną porozmawiać, prawda?
-No tak, masz rację. Posłuchaj, wiem że znamy się krótko, spotkaliśmy się dopiero kilka razy ale ja...nie ma minuty żebym o tobie nie myślał. Natasza ja... Kocham Cię.
-Ja też Cię kocham Andrzej- zacząłem ją delikatnie całować, ona to odwzajemniła. Zaczęła rozpinać guziki przy mojej koszuli, ja zdjąłem z niej koszulkę. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Tam wszystko samo się potoczyło. Było nam razem tak dobrze. Leżeliśmy teraz przytuleni, niestety ta chwila nie mogła trwać wiecznie. Ja musiałem wracać do Bełchatowa.
-Kocham Cię- wyszeptała mi do ucha gdy tak jeszcze leżeliśmy.
-Nataszko, zostaniesz moją dziewczyną?
-Oczywiście że tak Andrzejku.
-Kocham Cię- powiedziałem po czym pocałowałem ją w czoło.
Wstaliśmy, ja poszedłem się ubrać do salonu a Nat zajęła łazienkę. Była 22 usiadłem jeszcze na chwile żeby poczekać aż moja dziewczyna wyjdzie z łazienki. Po 10 minutach zacząłem zastanawiać sie czemu tak długo jej nie ma, przecież powiedziała że idzie się tylko ubrać.
-Natasza?- zacząłem pukać do drzwi łazienki, niestety nie odzywała się.- Natasza!- zacząłem krzyczeć, ale nadal odpowiadała mi głucha cisza. Postanowiłem wejść do środka, bałem sie że coś sie jej stało. Drzwi nie były zamknięte na klucz, więc wszedłem. Zobaczyłem że Natasza leży nieprzytomna na podłodze. Szybko do niej podszedłem, sprawdziłem czy oddycha i zadzwoniłem po pogotowie. Byłem w szoku, nie wiedziałem co mogło się stać, bardzo sie o nią bałem.
Pogotowie przyjchało po kilku minutach, zabrali Nat do szpitala. Ja wziąłem klucze od jej mieszkania, zamknąłem je i pojechałem swoim samochodem do tego szpitala.
-Dzień dobry, przywieźli tu przed chwilą moją dziewczynę, Nataszę Szczęsny. Mogłaby mi pani powiedzieć gdzie ona teraz jest?
-Już sprawdzam, sala nr 2, prosto i w lewo.
-Dziękuje bardzo.
Szybko pobiegłem tam, w sali był akurat lekarz więc stwierdziłem że poczekam na korytarzu. W mojej głowie kłębiły się różne myśli. Nagle z sali wyszedł lekarz:
-Panie doktorze co z moją dziewczyną?
-Na razie jeszcze nic nie wiemy. Pani Natasza będzie miała teraz tomografię, może wtedy coś się wyjaśni. Czekamy również na wyniki krwi.
-Rozumiem, mogę teraz do niej wejść?
-Tak, tylko na chwilę, pana dziewczyna zaraz będzie mieć badanie.
-Dobrze, dziękuje panie doktorze.
Podszedłem do jej łóżka, była przytomna a na jej twarzy można było zobaczyć strach. Złapałem ją za rękę, była zimna.
-Andrzej...
-Tak kochanie?
-Możesz zadzwonić do moich rodziców?
-Oczywiście, już dzwonie.
Wziąłem telefon Nataszy i wyszedłem na korytarz. Była 23.30 ale w końcu dziecko jest chyba najważniejsze dla każdego rodzica.
W słuchawce odezwał się głos kobiety:
-Dobry wieczór córeczko, dawno się do nas nie odzywałaś.-powiedziała mama Nataszy więc chyba jej nie obudziłem.
-Yyy dobry wieczór, ja jestem przyjacielem Nataszy.
-Ooo, a czemu pan dzwoni?
-Pani córka jest w szpitalu, zemdlała dzisiaj i prosiła żebym zadzwonił do pani.
-Boże, wiadomo już co było przyczyną?
-Niestety nie.
-My z mężem postaramy się jak najszybciej przyjechać.
-Dobrze, do widzenia.
W miedzy czasie zabrali Natasze na badania więc usiadłem na korytarzu i czekałem aż wróci. Rodzice Nat mieszkali w Skierniewicach dlatego trochę potrwa za nim tu przyjadą. Po 10 minutach przywieźli moją dziewczynę z powrotem, od razu do niej wszedłem. Po chwili przyszedł jednak lekarz:
-Niestety mam bardzo złe wiadomości.- serce chyba stanęło mi w tym momencie.- Ma pani białaczkę.- ta informacja bardzo nami wstrząsnęła.
-Ale to pewne?- zapytałem z nadzieją.
-Tak, badania krwi jednoznacznie to potwierdzają.

Z punktu widzenia Nataszy
Stałam w łazience przed lustrem, czułam że kręci mi się w głowie.
Obudziłam się w karetce, lekarze powiedzieli mi że zemdlałam i że zawożą mnie do szpitala teraz. Tam lekarze i pielęgniarki zaczęli wokół mnie biegać. Jeden mierzył ciśnienie, ktoś inny pobierał krew. Panował tam niesamowity chaos. Później odwieźli mnie na salę. Przyszedł lekarz zaczął zadawać pytania. Powiedział jakie badania mają zamiar mi zrobić. Szczerze to bałam się, nie wiedziałam co mogło się stać. Przecież nigdy nie miałam takich problemów. Gdy lekarz wyszedł, w sali pojawił się Andrzej, od razu podszedł i złapał mnie za rękę, nic nie mówił. Był chyba tak samo przestraszony jak ja. Poprosiłam go żeby zadzwonił do moich rodziców. Mnie w tym czasie zabrali na tomografię. Gdy wróciłam z badania Andrzej od razu do mnie przyszedł. Nie byliśmy jednak długo sami bo po chwili przyszedł lekarz. 
-Niestety mam bardzo złe wieści, ma pani białaczkę.
Ta diagnoza zawaliła cały mój, do tej pory całkiem dobrze ułożony plan na życie. Andrzej pytał jeszcze o coś lekarza ale ja nie wiem o co, przed oczami przeleciało mi całe życie. Załamałam się.
-Potrzebny jest natychmiastowy przeszczep.-powiedzial lekarz.-Jutro zaczniemy badania kwalifikujące do zabiegu.
Lekarz wyszedł, a my z Andrzejem patrzyliśmy się na siebie. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Widziałam że on tez nie. Nagle zadzwonił jego telefon.
-Karol dzwoni, przepraszam ale muszę odebrać.
-Dobrze
Wyszedł na korytarz. Ja postanowiłam że zadzwonię do Karoliny, w końcu musi się dowiedzieć o tym że jestem w szpitalu.
-Halo- odezwała się.
-Cześć, przepraszam że Cie budzę ale musisz o czymś wiedzieć.
-Jezu co się stało?
-Jestem w szpitalu, ale to nie jest rozmowa na telefon. Mogłabyś jutro przyjechać?
-Ja przyjadę nawet teraz, już się ubieram.
-Nie, teraz to nie ma sensu i tak Cię nie wpuszczą o tej godzinie.
-No dobrze, jutro przyjadę z samego rana.
-Dobrze, dobranoc
-Dobranoc.
Andrzej już siedział przy mnie gdy skończyłam rozmawiać. Powiedziałam mu że Karolina jutro tutaj przyjdzie. On natomiast oświadczył że Karol jutro też tu będzie żeby zabrać go do Bełchatowa. Przecież będą grali tego dnia mecz, a Andrzej ma grać w pierwszym składzie. Problem polegał na tym że on był tak zdenerwowany że bał się sam jechać do Bełchatowa, a co dopiero grać ważny mecz. Dlatego właśnie Kłos musiał po niego przyjechać. Tak naprawdę nie miałam ochoty na jakiekolwiek odwiedziny, chciałam być sama z Andrzejem.
-Pamiętaj, nie ważne co się stanie, ja zawsze będę Cię kochać.- powiedziałam
-Ja ciebie też kochanie.
Mój chłopak położył głowę na łóżku i tak oboje zasnęliśmy.

—————————————
Jak widać akcja rozwinęła się juz na dobre. Jak myślicie czy Andrzej będzie mógł być dawcą? Czy w ogóle znajdzie się dawca? Komentujcie :*

2 komentarze:

  1. Ojej, aż mi się przykro zrobiło :( tak ładnie rozwinęła się akcja, a tu taki wyrok :(
    Miejmy nadzieję, że dawca szybko się znajdzie...

    Pozdrawiam serdecznie :)
    Amanda :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś tak czułam, że za dobrze im się układa i czeka nas jakaś bomba =( mam nadzieję, że dawca znajdzie się w porę, bo ona teraz nie może tak Wronki zostawić!!
    Nadrobiłam zaległości i czekam na kolejny rozdział =)
    Zapraszam też do siebie
    We will be the champions

    OdpowiedzUsuń